Czy kamieniołomy mogą być interesującym celem turysty nie będącego fascynatem geologii? Próbujemy się o tym przekonać podczas wyjazdu do Burgenlandu, krainy na granicy Austrii i Węgier. Tu, po dwóch stronach granicy, można zwiedzić dwa kamieniołomy.
Na początek zajrzyjmy do kamieniołomu węgierskiego. Tuż obok Sopron, jednego z największych węgierskich miast, położona jest miejscowość Fertőrákos. W jej zachodniej części, tuż obok drogi, znajduje się parking i wejście do kamieniołomu Fertőrákosi Kofejto. Od wejścia kierujemy się w górę na ścieżkę prowadzącą łąkami wokół kamieniołomu. W kierunku północnym roztacza się stąd widok na Jezioro Nezyderskie. Wąski pasek jeziora (jesteśmy zbyt nisko, by dojrzeć rozległość tego największego jeziora Austrii rozciągającego się na długości 34 km, z czego niewielka część znajduje się na Węgrzech) obramowany jest niskim pasmem wzgórz wyznaczającym północną granicę Burgenlandu. Przed jeziorem, po jego węgierskiej stronie, widać rozległy obszar nieużytków, będący rajem dla ornitologów – na tym odludnym terenie gnieżdżą się niezliczone ilości ptaków.
W kierunku północnym roztacza się stąd widok na Jezioro Nezyderskie |
Wędrując ścieżką podziwiamy czeluście kamieniołomu
|
Metalowymi schodkami zbiegamy w końcu do wnętrza kamieniołomu. W jego północno-wschodniej części utworzone zostały niezwykłe pieczary. Ogromne sale powstały dzięki wybieraniu kamienia spomiędzy otaczających go twardszych skał. Ogromne kamienne bloki były wywożone potężnymi saniami ciągnionymi przez woły, a w późniejszym okresie przez konie. Tutejszy kamień był wykorzystany przy budowie murów obronnych, kościołów i wielu innych obiektów w Sopron.
Unijne fundusze pozwoliły udostępnić kamieniołom i stworzyć w jego podziemnej części wystawę geologiczną pokazującą faunę morza, które znajdowało się w tym miejscu 10-12 mln lat temu. Tu też stworzono salę koncertową okazjonalnie wykorzystywaną do organizacji imprez muzycznych. System metalowych schodów i podestów udostępnia podziemne sale turystom. Ta część kamieniołomu stanowi o turystycznej wartości obiektu.
Ogromne kamienne bloki były wywożone saniami ciągnionymi przez woły |
We wnętrzu stworzono salę koncertową |
Po kamieniołomie wędruje się indywidualnie, wokół kamieniołomu prowadzi nas zabezpieczona ścieżka, a przez wnętrza sal kierunkowskazy i pracownicy obsługi. Deszczowa aura nie pozwoliła niestety pokazać na zdjęciach całego piękna kamieniołomu :(.
Kamieniołom w St. Margerethen
należy do prywatnej Fundacji Rodziny Esterházy. Leży w tym samym paśmie wzgórz, co węgierski kamieniołom, ale po stronie austriackiej, tuż przy drodze prowadzącej z St. Margerethen do Rust. Kamieniołom jest w części nadal czynny, a zwiedza się go grupowo w wyznaczone dni i godziny, więc zwiedzanie trzeba wcześniej zaplanować. Przejście rozpoczynamy przy pawilonie na wschodniej krawędzi wyrobisk.
Historia obu kamieniołomów jest identyczna. Te same skały, ten sam okres eksploatacji, który rozpoczął się już w czasach rzymskich, ok. 2000 lat temu. Kamienie stąd stały się budulcem wielu wiedeńskich obiektów, m. in. kościoła św. Stefana, czy pałacu Schönbrunn. W latach 90. XX w. powstała tu plenerowa scena operowa nazwana PIEDRA (a dokładnie dwie sceny łącznie mieszczące 7300 słuchaczy). Z kolei od 1959 r. odbywają się tu cykliczne sympozja rzeźbiarskie, których efekty można w części oglądać w kamieniołomie, ale są skutecznie ukryte między krzakami i resztkami konstrukcji scenicznych porzuconych po kolejnych przedstawieniach.
Symbolem kamieniołomów jest rzeźba będąca stylizacją rzeźby węgiersko-francuskiego rzeźbiarza Pierre'a Székely z 1962 r. o nazwie Joie - radość. W tle kościół w St. Margarethen |
W rezultacie widzimy zabałaganioną przestrzeń wypełniającą dno kamieniołomu. Scen, jako takich tu nie ma, są budowane przed każdym przedstawieniem. Na stałe zamontowane są tylko krzesełka widowni i zbudowana drobna infrastruktura towarzysząca (WC, kramy). Jeżeli przewodnik zechce, to możecie dotrzeć do części widowiskowej. Nasz przewodnik nie zechciał, więc wysłuchaliśmy tylko nadmiernie wydłużonego opowiadania i oglądaliśmy trochę rupieci za „sceną”. Punkt z pamiątkami pusty i zamknięty, żadnych egzemplarzy wykopanych tu ponoć skamieniałości dawnej flory i fauny nie zobaczycie.
Podsumowując, z dwóch opisanych kamieniołomów, ten węgierski zdecydowanie możemy polecić (worth seeing), austriacki spokojnie możecie sobie odpuścić, wykorzystując czas (i pieniądze – 7 euro) w lepszy sposób.
Komentarze
Prześlij komentarz