Przejdź do głównej zawartości

Dwa kamieniołomy (Węgry/Austria) ⑧ i ③

Czy kamieniołomy mogą być interesującym celem turysty nie będącego fascynatem geologii? Próbujemy się o tym przekonać podczas wyjazdu do Burgenlandu, krainy na granicy Austrii i Węgier. Tu, po dwóch stronach granicy, można zwiedzić dwa kamieniołomy.

Na początek zajrzyjmy do kamieniołomu węgierskiego. Tuż obok Sopron, jednego z największych węgierskich miast, położona jest miejscowość Fertőrákos. W jej zachodniej części, tuż obok drogi, znajduje się parking i wejście do kamieniołomu Fertőrákosi Kofejto. Od wejścia kierujemy się w górę na ścieżkę prowadzącą łąkami wokół kamieniołomu. W kierunku północnym roztacza się stąd widok na Jezioro Nezyderskie. Wąski pasek jeziora (jesteśmy zbyt nisko, by dojrzeć rozległość tego największego jeziora Austrii rozciągającego się na długości 34 km, z czego niewielka część znajduje się na Węgrzech) obramowany jest niskim pasmem wzgórz wyznaczającym północną granicę Burgenlandu. Przed jeziorem, po jego węgierskiej stronie, widać rozległy obszar nieużytków, będący rajem dla ornitologów – na tym odludnym terenie gnieżdżą się niezliczone ilości ptaków.

Fertorakos kamieniołom
W kierunku północnym roztacza się stąd widok na Jezioro Nezyderskie
Wędrując ścieżką podziwiamy czeluście kamieniołomu oraz panoramę położonych w pagórkowatym terenie okolicznych wsi. Może trudno w to uwierzyć, ale znajdujemy się w Alpach, które właśnie na granicy austriacko-węgierskiej mają swój wschodni kraniec.
Wędrując ścieżką podziwiamy czeluście kamieniołomu
Metalowymi schodkami zbiegamy w końcu do wnętrza kamieniołomu. W jego północno-wschodniej części utworzone zostały niezwykłe pieczary. Ogromne sale powstały dzięki wybieraniu kamienia spomiędzy otaczających go twardszych skał. Ogromne kamienne bloki były wywożone potężnymi saniami ciągnionymi przez woły, a w późniejszym okresie przez konie. Tutejszy kamień był wykorzystany przy budowie murów obronnych, kościołów i wielu innych obiektów w Sopron.
Ogromne kamienne bloki były wywożone saniami ciągnionymi przez woły
Unijne fundusze pozwoliły udostępnić kamieniołom i stworzyć w jego podziemnej części wystawę geologiczną pokazującą faunę morza, które znajdowało się w tym miejscu 10-12 mln lat temu. Tu też stworzono salę koncertową okazjonalnie wykorzystywaną do organizacji imprez muzycznych. System metalowych schodów i podestów udostępnia podziemne sale turystom. Ta część kamieniołomu stanowi o turystycznej wartości obiektu.
We wnętrzu stworzono salę koncertową
Po kamieniołomie wędruje się indywidualnie, wokół kamieniołomu prowadzi nas zabezpieczona ścieżka, a przez wnętrza sal kierunkowskazy i pracownicy obsługi.  Deszczowa aura nie pozwoliła niestety pokazać na zdjęciach całego piękna kamieniołomu :(.

Kamieniołom w St. Margerethen
należy do prywatnej Fundacji Rodziny Esterházy. Leży w tym samym paśmie wzgórz, co węgierski kamieniołom, ale po stronie austriackiej, tuż przy drodze prowadzącej z St. Margerethen do Rust. Kamieniołom jest w części nadal czynny, a zwiedza się go grupowo w wyznaczone dni i godziny, więc zwiedzanie trzeba wcześniej zaplanować. Przejście rozpoczynamy przy pawilonie na wschodniej krawędzi wyrobisk.
Historia obu kamieniołomów jest identyczna. Te same skały, ten sam okres eksploatacji, który rozpoczął się już w czasach rzymskich, ok. 2000 lat temu. Kamienie stąd stały się budulcem wielu wiedeńskich obiektów, m. in. kościoła św. Stefana, czy pałacu Schönbrunn.  W latach 90. XX w. powstała tu plenerowa scena operowa nazwana PIEDRA (a dokładnie dwie sceny łącznie mieszczące 7300 słuchaczy). Z kolei od 1959 r. odbywają się tu cykliczne sympozja rzeźbiarskie, których efekty można w części oglądać w kamieniołomie, ale są skutecznie ukryte między krzakami i resztkami konstrukcji scenicznych porzuconych po kolejnych przedstawieniach.
Symbolem kamieniołomów jest rzeźba będąca stylizacją rzeźby węgiersko-francuskiego rzeźbiarza Pierre'a Székely z 1962 r. o nazwie Joie - radość. W tle kościół w St. Margarethen
W rezultacie widzimy zabałaganioną przestrzeń wypełniającą dno kamieniołomu. Scen, jako takich tu nie ma, są budowane przed każdym przedstawieniem. Na stałe zamontowane są tylko krzesełka widowni i zbudowana drobna infrastruktura towarzysząca (WC, kramy). Jeżeli przewodnik zechce, to możecie dotrzeć do części widowiskowej. Nasz przewodnik nie zechciał, więc wysłuchaliśmy tylko nadmiernie wydłużonego opowiadania i oglądaliśmy trochę rupieci za „sceną”. Punkt z pamiątkami pusty i zamknięty, żadnych egzemplarzy wykopanych tu ponoć skamieniałości dawnej flory i fauny nie zobaczycie.
Podsumowując, z dwóch opisanych kamieniołomów, ten węgierski zdecydowanie możemy polecić (worth seeing), austriacki spokojnie możecie sobie odpuścić, wykorzystując czas (i pieniądze – 7 euro) w lepszy sposób.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Na narty w Beskidy – wyciąg na Stary Groń ④

Drugim przystankiem w naszej narciarskiej wędrówce po Beskidach jest Brenna . W samym centrum miejscowości, dokładnie naprzeciw kościoła, znajduje się Ośrodek Narciarski „Pod Starym Groniem” . Dojazd do ośrodka jest stosunkowo prosty. Z drogi krajowej S52 koło Skoczowa zjeżdżamy w stronę Brennej. Szosa jest mało komfortowa, pełna różnej wielkości dziur. Dopiero w samej Brennej wjeżdżamy na wyremontowany odcinek drogi. Niestety na całej trasie nie ma żadnego drogowskazu, kierującego do Ośrodka, trzeba poruszać się na wyczucie. Na szczęście wjeżdżając do centrum miejscowości, na przeciwległym zboczu doliny, po prawej stronie można zobaczyć trasę zjazdową, co nie znaczy, że dojazd staje się oczywisty. Trzeba bowiem zjechać w prawo, w trudną do dostrzeżenia wąską, boczną drogę. Kieruje w nią drogowskaz do „Koziej Zagrody”. Czeka nas jeszcze przeprawa wąską betonową kładką przez potok. czeka nas przeprawa przez potok Za potokiem nadal nie wiadomo, gdzie się skierować. Wyjaśnia

Na narty w Beskidy – wyciąg na Dębowiec ⑥

Zima w pełni, czas wybrać się na narty. Pojawia się zatem pytanie, gdzie? Szeroko rozreklamowane największe beskidzkie ośrodki narciarskie, jak Szczyrk, czy Korbielów, są doskonale znane i opisane. Poza nimi funkcjonuje jednak duża ilość mniejszych ośrodków i wyciągów narciarskich. Większość z nich ma swoje strony internetowe z podstawowymi informacjami dla turystów. Czy jednak można wierzyć zawartym w nich zapewnieniom, że przyjazd do nich jest świetnym pomysłem? Postanowiłem sam się o tym przekonać. Na pierwszy wyjazd wybrałem Dębowiec w Bielsku-Białej . Formalnie jest to Ośrodek Rekreacyjno-Narciarski Dębowiec . To obiekt całoroczny, ale my sprawdzimy, co ma do zaoferowania narciarzom. Dużą jego zaletą jest położenie – na peryferiach Bielska-Białej, co powoduje, że dojazd nie jest obarczony ryzykiem utknięcia w korku, w którejś z beskidzkich dolin, a ponadto do samego ośrodka prowadzi dobrej jakości droga. Zatem jedźmy. Z przelotowej ulicy Bielska-Białej, czyli ulicy Party